Eros Ex (2001).avi
| Eros Ex (2001).avi Rozmiar 345,4 MB |
Prezerwatywa, zwana kondomem, to - zdaniem Stanisłwa Zająca, jej wieloletniego producenta - wyrób z lateksu kauczuku naturalnego przeznaczony do okrywania penisa w stanie wzwodu. Grażyna Trela przedstawia w filmie jej historię w powojennej Polsce. Robi to w sposób chwilami zabawny, choć w gruncie rzeczy temat jest poważny. Dzieje tego produktu to zarazem odbicie naszych postaw, mentalności, naszych problemów społecznych i żyłki handlowej, zmiany obyczajów. Zdaniem Stanisława Zająca, już w starożytności używano prezerwatyw. Robiono je z pęcherzy pławnych dużych ryb i jagnięcych jelit. On po raz pierwszy zetknął się z tym produktem jako młody chłopak. Była to prezerwatywa powehrmachtowska: gruba, sztywna i kolorowa. W pierwszych latach po wojnie przemieszczanie się ludności i rozluźnienie obyczajów sprzyjały przelotnym kontaktom. Kwitła prostytucja. Było to zajęcie dozwolone, a prostytutki poddawano badaniom. Niestety, prezerwatywy były towarem deficytowym. Próbowano używać je wielokrotnie. Przede wszystkim jednak rząd miał ambicję dogonienia i przegonienia innych światowych rządów we wszystkim, zwłaszcza przywrócić liczebnośc populacji sprzed wojny. Prezerwatywy zatem nie lansowano. W opinii prof. Andrzeja Stapińskiego z Instytutu Wenerologii w Warszawie, był to jeden z czynników masowych zachorowań na choroby weneryczne. Odnotowywano wówczas blisko 150 tysięcy przypadków kiły rocznie, co dawało nam pierwsze miejsce w Europie. Nie to jednak stało się powodem walki z prostytucją, lecz ideologia: socjalizm nie dopuszczał jej istnienia. W latach 50. prostytutki umieszczano w zakładach zamkniętych. Posyłano na przeróżne kursy zawodowe. A bikiniarze szpanowali prezerwatywami noszonymi w małych kieszonkach spodni. Prezerwatywy produkowano przede wszystkim w Krakowie. Pod koniec lat 60. znów gwałtownie wzrosła liczba zachorowań na kiłę. Za to kondomy rodzimej produkcji stały się przedmiotem indywidualnego handlu. Zarabiano na nich zwłaszcza przemycając na Wschód. Pod koniec lat 70. krakowski "Unimil" zamówił nowoczesną linię prezerwatywową w Stoczni Gdańskiej. Stoczniowcy spisali się świetnie. Na rynku pojawił się produkt najwyższej jakości. Nadal jednak był to wstydliwy towar, choć seksuolog Lew Starowicz - jak wspomina - robił, co mógł pisząc o seksie na łamach pism, także młodzieżowych. Dopiero zagrożenie AIDS przerwało zmowę milczenia wokół prezerwatywy. Dziś - w dobie seks-shopów - mówi się o niej swobodnie. Autorka wykorzystuje w filmie wspomnienia świadków wydarzeń, archiwalia, wycinki prasowe, propagandowe filmy Instytutu Wenerologii oraz sondę uliczną.
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plcpx.keep.pl